Po Wanogagravel

Ultra

Bardzo się cieszę, że dojechałem, ale dojechałem olbrzymim kosztem. Ostatnie 70 kilometrów przejechałem z bólem kolana, licząc każdy kilometr, który został mi jeszcze do pokonania, na paracetamolu. Przejazd trasy zajął mi 77 godzin i dojechałem jako 149 zawodnik (z 258), w co trudno mi uwierzyć. Pierwszy dzień na adrenalinie, podekscytowaniu samym startem, przebiegł dość dobrze. Z każdym kolejnym dniem było trudniej i wolniej. Po zakończeniu przez miesiąc nie mogłem patrzeć na rower – po powrocie wrzuciłem go do garażu nawet nie czyszcząc z błota po zawodach.

Trasa była zróżnicowana, miała sporo odcinków leśnych, także takich z korzeniami i wąskimi ścieżkami. Drugiego dnia koło miejscowości Kluki odbył się festiwal błota – trasa przebiegała przez Rezerwat Bagna Izbickie. Sporo przewyższeń (4km) ale krótkich. Z perspektywy wydaje mi się, że trasa bardziej była ułożona pod rower górski niż pod Gravel.